sobota, 14 lipca 2012

Miesiac bez spotkania

Tak sie zlozylo, ze na ostatni weekend czerwca T. musial w sobote isc do pracy, wiec nie moglismy sie zobaczyc. Oczywiscie wszystkie plany zostaly w zwiazku z tym przelozone na najblizszy weekend. Ale we wtorek przyjechala (byla) zona i znowu z planow nici. Ja oczywiscie, jako dobroduszna samarytanka, powiedzialam T., zeby spedzil czas z dawno niewidziana corka.

Obietnicom, ze spotkamy sie w ten weekend nie bylo konca. W planach mielismy wspolne wyjscie na lokalny festiwal. W srode dostaje maila, ze T. ma 38C goraczki i w czwartek rano idzie do lekarza. Koncem koncow w piatek spotkanie u mnie zostalo odwolane (mielismy sie spotkac w sobote wieczorem). Ale o 2 w nocy ustalilismy, ze w takim razie ja pojade do niego i oboje zatrzymamy sie gdzies w hotelu (z racji, ze u T. w mieszkaniu sie chwilowo nie da).
O 7 rano, juz po wyjsciu z domu, obladowana rzeczami by po pracy wsiadac od razu w shinkansen do Tokyo, dostaje wiadomosc, ze dziecko sie zarazilo od T. i dostalo goraczki. Cholera mnie wziela straszna (oczywiscie nie na dziecko ani nie na T., tylko na cala sytuacje w jakiej sie znajdujemy).

Postawilam sprawe na ostrzu noza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz