Sprawa z T. można uznać za zakończoną. W dużym skrócie: T. pod koniec listopada przeprowadził sie z Tokyo bliżej mnie. Z żoną. Postawiłam ultimatum - obiecalam dać czas do końca roku i tak będzie, ale ani dnia dłużej. T. obiecał sprawę załatwić. W tym celu spotkaliśmy sie na początku grudnia. T. przyszedł z obraczką na palcu (bo ponoć żona mu kazała nosić). Mnie trafił szlag. T. powiedział, ze nie wie kiedy będzie mógł sie rozwieść i czy w ogóle. Z żona oddzielnie mieszkać nie będzie, bo chce być z dzieckiem. I w ten sposób zakończyła sie nasza relacja. Ja powiedzielam dość i tak sie to skończyło. Gdybym wiedziała od początku jaka jest sytuacja, to bym się w to nie pchała.
T. wciąż wysyła mi wiadomości, najczęściej czy sie z nim nie spotkam. Z tego co twierdzi, żona zwineła w lutym manatki, zabrała dziecko i wróciła do Rosji. Przykro mi, ze mu się nie udało, ale ja wchodzić do tej samej rzeki nie zamierzam.
I tak kończy się akt II.
Dziewczyno, gdzie ty na takich trafiasz? Ja siedze sobie w Starbucksie, kawe pije i jeszcze sie nie zdarzylo, zeby mnie jakis facet nie zagadal. I az mi sie przykro robi jak im miny wiedna kiedy wyjasniam, ze owszem moga siedziec przy stoliku i kawe pic, ale prosze to jedno krzeslo obok mnie zostawic wolne, bo maz za 10 minut wraca.
OdpowiedzUsuńJak chcesz to zaczne zbierac numery telefonow dla Ciebie :-) Juz w ten sposob znalazlam faceta dla kolezanki z pracy.